W ostatnim czasie policyjne profile w mediach społecznościowych żyją nagraniami z powietrza. Tu dron uchwycił kierowcę, który wymusił pierwszeństwo, tam śmigłowiec zarejestrował ciężarówkę wyprzedzającą inną ciężarówkę na S7. Łatwo zaobserwować, że odbiór tych materiałów w sieci jest szeroki.
Można jednak postawić pytanie: dlaczego policja tak chętnie publikuje takie filmy? Bo przecież nikt poważnie nie wierzy, że flota dronów czy śmigłowców patroluje nasze drogi przez całą dobę. Najpewniej chodzi o sygnał – pokazanie, że oko z góry może zawisnąć nad każdym kierowcą w dowolnej chwili. To klasyczna gra psychologiczna: nie musimy być obserwowani cały czas, wystarczy, że myślimy, że możemy być.
Od mniej więcej roku można też zauważyć znaczne ożywienie na fanpage’ach komend powiatowych. Zdjęcia, filmiki, krótkie relacje z akcji – to już nie tylko suche komunikaty prasowe. Policja wyraźnie stawia na obecność w internecie i na efekt odstraszania. Widok drona unoszącego się nad przejazdem kolejowym czy helikoptera nad trasą S7 ma działać jak komunikat: „uważaj, bo możemy cię nagrać”.
Jest jeszcze drugi, bardziej prozaiczny powód. Każde zarejestrowane z góry wykroczenie to mandat, a każdy mandat to pieniądz wpływający do budżetu państwa. Technologia lotnicza – choć kosztowna w użyciu – staje się więc narzędziem, które w pewnym stopniu samo się spłaca.
Nie zmienia to jednak faktu, że takie akcje, jak patrol śmigłowcem nad trasą S7, wzbudzają emocje. Z jednej strony trudno nie dostrzec skuteczności tego typu działań – z powietrza naprawdę widać więcej. Z drugiej – rośnie przekonanie, że to bardziej pokaz siły niż codzienna praktyka.
Być może więc policyjne nagrania z powietrza są mniej dokumentem rzeczywistości, a bardziej elementem strategii komunikacyjnej. Strategii, która ma sprawić, że kierowca, zanim zdecyduje się na ryzykowny manewr, zada sobie pytanie: „a co, jeśli właśnie nad moją głową lata dron?”.

