SPADŁA NA NIĄ GAŁĄŹ PRZY ZAMKU I ZŁAMAŁA JEJ KRĘGOSŁUP. WINNYCH BRAK

Zapewne niektórzy z Was pamiętają sytuację, kiedy to 6 lat temu 19-letnia Marlena Kaczmarczyk uległa poważnemu wypadkowi w Ostródzie. Majowym popołudniem w 2014 roku była ze znajomym na spacerze. W ułamku sekundy jej życie wywróciło się do góry nogami. Przed zamkiem w Ostródzie spadła na nią ciężka, spróchniała gałąź, w wyniku czego doznała poważnego urazu kręgosłupa. Przez te wszystkie lata żaden urząd ani lokalny urzędnik nie próbował nawet zrozumieć przez co młoda dziewczyna przechodzi, unikając jej jak ognia.

Konar spadł ze starego kasztanowca rosnącego obok ostródzkiego zamku. Przygniótł ją. Sparaliżowana bólem nie mogła się ruszyć, tym bardziej ściągnąć z siebie tego balastu. Spośród wielu osób będących świadkami tego zdarzenia pomógł jej znajomy z którym spacerowała. Przyjechało pogotowie i po uprzednim podaniu środków przeciwbólowych zabrało dziewczynę do szpitala.

Pobyt w szpitalu przyniósł smutne wiadomości, zwłaszcza dla młodej 19-letniej dziewczyny: złamany kręgosłup (trzon kręgu L-2) i obowiązek noszenia usztywniającego gorsetu do czasu poprawy stanu zdrowia. Obrażenia odniesione przez dziewczynę okazały się na tyle poważne, że na długi czas całkowicie uzależniły ją od rodziny. Początkowo była również niezdolna do pracy, dopiero po dwóch latach oszczędzania pleców mogła ją podjąć, jednak nie każdą i w niepełnym wymiarze czasowym. Skutki tego zdarzenia odczuwa do dziś. I tak zaczęła się walka o zadośćuczynienie, która trwa do dziś.

Rodzina obserwując cierpiącą córkę, postanowiła pociągnąć do odpowiedzialności osoby lub instytucje odpowiedzialną za ten wypadek. Stary kasztanowiec stoi przy zabytkowej armacie, a pomiędzy nimi przechodzi wydeptana ścieżka, którą szła Marlena.

Argumenty rodziców Marleny, odnoszące się do obowiązku dbania o drzewostan przez Gminę Miejską i wykonawcę usługi, zdają się mieć sens. Już samo ”wydeptanie” ścieżki świadczy o tym, że przechodzi nią codziennie wiele osób, a sama gałąź była w środku spróchniała, martwa – mówi ojciec Marleny.

Niemniej Miasto za poprzedniej władzy i tej obecnej uważa, że nie ponosi odpowiedzialności za poważną krzywdę jakiej doznała Marlena – Gmina przerzuca odpowiedzialność na wykonawcę dbającego o roślinność w mieście, a ten z kolei z powrotem na Miasto. Policja bardzo szybko po wypadku (w lipcu 2014 roku) umorzyła dochodzenie. – powiedziała Marlena.

Nikt nie potraktował jej ”po ludzku”

Pamiętamy jak niedługo po wypadku rozmawialiśmy Inspektorem ds. Ochrony Środowiska Beatą Janowiak, wtedy ze strony urzędnika padały tego typu argumenty ”sprawdzaliśmy stan drzewa na wiosnę, było dobrze”, ”Dziewczyna nie powinna tam chodzić ponieważ, nie ma tam chodnika”. A osoby spacerujące z psami zawsze chodzą chodnikiem? Chyba nie. Więc czy to kobieta robiąca sobie skrót drogi, czy starszy pan spacerujący z pieskiem – każdy powinien się czuć bezpiecznie na terenach zielonych miasta.

Przy okazji zadajmy sobie proste pytanie – dla kogo jest kasta urzędnicza, jak nie dla obywateli? Objawia się w tej sprawie brak odwagi, brak chęci służenia pomocą w niecodziennej sytuacji. Nie mówimy tu bezwarunkowemu braniu na siebie odpowiedzialności. Chodzi o podjęcie tematu, dopuszczenia do swojej urzędniczej głowy, że ktoś bardzo ucierpiał i jest to problem.

Krótkie spotkanie w Sądzie

Marlena wraz z rodziną postanowiła pójść do radcy prawnego. W Ostródzie prawnicy niezbyt ochoczo podchodzili do podjęcia się tej sprawy. Prawnik znalazł się w Olsztynie i wystosował zawezwanie to próby ugodowej wszystkie strony – Gminę Miejską Ostróda, firmę odpowiadającą za dbanie o zieleń w Ostródzie i Ubezpieczyciela. Wszystkie te strony miały zobowiązać się do zadośćuczynienia pieniężnego za wszystkie szkody jakich doznała Marlena i doznaje do tej pory.

Spotkanie 4 maja 2017 roku w Sądzie Rejonowym w Ostródzie trwało bardzo krótko – byliśmy tam około 2 minut. Sędzia zapytał czy strony zgadzają się na wytyczne ugody. Cóż, nikt się nie zgodził i nie zamierzał negocjować. Nikt nie poczuwał się do winy, strony stwierdziły, że spadająca na mnie gałąź była czystym przypadkiem i że to nie był chodnik. Z drugiej strony do tej pory przy zamku nie ma tabliczek informujących, że nie wolno tam chodzić – powiedziała poszkodowana.

Po spotkaniu w sądzie zapał Marleny w walce o zadośćuczynienie nieco wygasł. Inni radcy niechętnie podejmowali się tej sprawy. Niedawno nastąpił przełom. Bóle pleców powracają do tej pory, co nie pozwala powrócić do „normalnego” życia sprzed wypadku. I to właśnie sprawiło, że kobieta walczy dalej. Poproszono o pomoc panią senator Bogusławę Orzechowską, która była świadkiem wypadku. Ta zainterweniowała u obecnego burmistrza Zbigniewa Michalaka.

Burmistrz miał okazję pokazać, że ma inne podejście do sprawy, niż jego poprzednik. Niestety miasto wystosowano jedynie pismo. Przeczytać w nim możemy, iż Gmina Miejska Ostróda nie ponosi odpowiedzialności za zaistniałą sytuację i odsyła w tej sprawie do firmy zajmującej się ówcześnie konserwacją zieleni. Burmistrz Michalak nie spotkał się z poszkodowaną i jej rodziną.

Pod koniec kwietnia 2020 roku Marlena wraz z rodzicami wystosowali pismo do Sądu Rejonowego w Ostródzie z inną wersją ugody. Sąd na chwilę obecną jeszcze nie przekazał informacji zwrotnej dotyczącej terminu rozprawy.

Oddźwięk byłby zupełnie inny, gdyby którakolwiek ze stron chciała po ludzku spotkać się i porozmawiać.

Patrząc na rozmiar gałęzi, śmiało można powiedzieć, że mogło to się skończyć znacznie gorzej.

Dodaj komentarz

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.