DOBRY MECZ Z SILNYM RYWALEM. REMIS W ŁODZI

Do Łodzi Sokół pojechał ze świetną passą, dwunastu meczów bez porażki. Ostródzianie imponują tej wiosny, jednakże z tak silnym rywalem jeszcze się nie mierzyli. ŁKS Łódź przed meczem był wiceliderem tabeli, a zwycięstwo gwarantowało im powrót na pierwszą lokatę, co go dodatkowo motywowało. Obejrzeliśmy w Łodzi mecz na wysokim poziomie i mimo wszystko słuszny wynik 1:1.

Jak można było się spodziewać, Karol Szweda nie mieszał w składzie, ani w ustawieniu. Jedynie na lewym skrzydle trwa zażarta rywalizacja pomiędzy Jankowskim a Pączko. Tym razem, w przeciwieństwie do zeszłej kolejki, na murawę w pierwszym składzie wybiegł Jankowski, natomiast Pączko zasiadł na ławce rezerwowych.

TABELA III LIGI. KLIKNIJ BY POWIĘKSZYĆ.

Mecz w Łodzi Sokół rozpoczął nieco inaczej niż zwykle. Nie było pressingu, formacje raczej grały blisko siebie. Słowicki i Danilczyk byli bardziej cofnięci niż we większości meczów rundy wiosennej. Taka postawa skutkowała inicjatywą ŁKS-u. To Łodzianie rozgrywali więcej, natomiast Sokół spokojnie wyczekiwał na błąd. Takie podejście nie wyglądało źle, ponieważ za każdym razem, kiedy ŁKS stracił pikę, Sokół miał sporo przestrzeni i po kontrze, w 14 minucie omal nie wyszedł na prowadzenie, wrzucił ze skrzydła Hirsz, głową próbował Szczepański, ale był w trudnej pozycji i uderzył nad bramką. Kilka minut później groźne dośrodkowanie Nowaka ”wyjaśnili” Pluta i Mykytyn, nasza para stoperów grała dobry mecz. Następnie przysnęli Danilczyk ze Słowickim, którzy pozwolili oddać strzał Golańskiemu z 16 metrów. Kotkowski z największym trudem obronił. Po tej groźnej sytuacji Sokół odpowiedział strzałem Suchockiego w 22 minucie, bramkarz łodzian miał równie trudną interwencje co Kotkowski. Chwile później znowu zabrakło szczęścia Trójkolorowym. W polu karnym znalazł się Mykytyn, który w swoim stylu uderzył głową. Piłka minimalnie minęła bramkę ŁKS-u. Wraz z upływającymi minutami Sokół coraz odważniej sobie poczynał, co skutkowało dobrymi sytuacjami podbramkowymi, ale trzeba też przyznać, że ilość sytuacji ŁKS-u również rosła. Najpierw w 27 minucie Jankowski zagrał dobrą piłkę do Suchockiego, ale ten nie opanował futbolówki. Następnie odpowiedział ŁKS, ale Kotkowski po raz kolejny  w niedzielnym meczu pokazał, że nie będzie go łatwo pokonać. Po półgodzinie Sokół powinien prowadzić. Świetnie dośrodkował w pole karne Słowicki, głową uderzył, specjalista od strzałów głową Mykytyn. Piłka otarła się o poprzeczkę.  Siedem minut później próbował odpowiedzieć ŁKS, ale Pluta świetnie przeciął kluczowe podanie. Niestety w 41 minucie, defensywa Sokoła nie zachowała się już tak dobrze. Po kontrowersyjnym rzucie wolnym piłka doszła na drugi słupek, a tam niepilnowany Rozwandowicz dopełnił formalności. Bramka ta zabolała, ponieważ Sokół w żadnym wypadku nie był gorszy od gospodarzy. Po stracie bramki nasi wyglądali na trochę rozmontowanych, ponieważ w 43 minucie tylko szczęście uratowało ich przed stratą bramki, Juraszek minimalnie spudłował. Po pierwszej połowie Sokół mimo wszystko mógł schodzić z podniesioną głową, ponieważ grał dobrze i wiedział, że potrafi gonić wynik co napawało optymizmem.

I z takim nastawieniem Trójkolorowi wyszli na drugą połowę. Narzucili mocny pressing. Po przechwycie w 47 minucie i kilku podaniach groźnie uderzył Suchocki, który był aktywniejszy od Hirsza w niedzielnym meczu. Co nie jest codzienną sytuacją podczas tej rundy. Po wspomnianym strzale Suchockiego, to ŁKS przejął inicjatywę, ale nie tworzył klarownych sytuacji. Na zaistniały przebieg faktów zareagował Szweda, który ściągnął Suchockiego i trochę bezproduktywnego w ataku Szczepańskigo, w ich miejsce weszli Smyt i Nowinski. Ku uciesze zmiany podziałały momentalnie. W 66 minucie wrzucił z autu Buczkowski, głową przedłużył Hirsz, a Kamil Smyt zdobył gola uderzeniem głową! To był piękny mecz w Łodzi! Po wyrównaniu Sokół poszedł za ciosem, kiedy to drugi rezerwowy Nowiński nie znacznie się pomylił po strzale z dystansu. W kolejnych minutach groźny po raz kolejny był Mykytyn, który standardowo po uderzeniu głową stworzył zagrożenie. W międzyczasie groźnie z dystansu na bramkę Kotkowskiego uderzył Guzik. Od 80 minut Sokół cały czas starał się nacierać, jednak zaczynało brakować sił i ofensywni zawodnicy często nie dobiegali do zagranych piłek, albo brakowało przyjęcia. Jednak Sokół grał w swoim stylu, bezkompromisowo, wiedząc czego chce. W ostatnich godni siebie przeciwnicy wymieniali się atakami na bramkę, jednak żaden nie przyniósł skutku w postaci strzelonej bramki. Choć w ostatniej minucie doszło do kontrowersji, kiedy to w polu karnym ŁKS-u padł Smyt, kiedy biegł do pustej bramki. Wątpliwe aby przewrócił się od powiewu wiatru, kiedy interweniował obrońca gospodarzy.

Sokół rozegrał dobry mecz w Łodzi, nadal jest w wysokiej formie. Świetnie zaprezentowali się nasi środkowi obrońcy Pluta i Mykytyn. Pierwszy był nie do przejścia w obronie, a drugi często nękał rywali strzałami po dośrodkowaniach. Cały zespół zagrał dojrzale, umiejętnie reagując boiskowe wydarzenia. Trójkolorowi mogli wygrać, choć trzeba przyznać, że ŁKS również miał okazję. Trójkolorowi utrzymali piątą lokatę w III lidze.

ŁKS ŁÓDŹ – SOKÓŁ OSTRÓDA

Bramki: Rozwadowicz 43′ – Smyt 66′

Sokół: Kotkowski, Buczkowski, Mykytyn, Pluta, Korzeniewski, Szczepański (Nowiński 65′), Danilczyk, Słowicki, Jankowski, Hirsz, Suchocki (Smyt 65′)

foto: sokolostroda.com

 

Dodaj komentarz

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.