#WCZORAJ GRALI – CZĘŚĆ 16

W 1/8 rosyjskich Mistrzostw oglądaliśmy kilka genialnych meczy, Francja-Argentyna, Urugwaj-Portugalia, Belgia-Japonia. Podziwialiśmy wspaniałe popisy bramkarskie, Rosja-Hiszpania, Chorwacja-Dania. Wymęczyliśmy się podczas spotkania Brazylia-Meksyk… Ale to co miało miejsce wczoraj, określiłbym mianem najnudniejszego dnia od początku Mistrzostw- nie nudziłem się tak  nawet podczas przerwy po ostatniej kolejce fazy grupowej…

Ku zdziwieniu tłumów, Szwecja jest o krok, od strefy medalowej…

W statystykach trwa spór, czy był to Own Goal, którego widział każdy, czy może jest to trafienie Forsberga- co widzieli tylko niektórzy… Gol padł? Padł. I tutaj mógłbym skończyć opis tego wiejącego nudą „wydarzenia”. No chyba, że jeszcze wspomnę o czerwonej kartce dla Szwajcara i o cofnięciu w efekcie tego faulu rzutu karnego za pomocą VAR. Oho! Ale emocje!!! Wow!!! Wow… Przytoczę wam pewne dane wpływające na widowiskowość tej potyczki. Szwedzi oddali 12 strzałów, z czego tylko 3 celne, co daje okrągłe 25% celnych… Szwajcarzy poszli krok dalej w swojej nieudolności, oddając 4 celne z 18, co daje już nie aż tak okrągłe, ale 22(22…)% celności. Ręce same składają się do… „Facepalmu”. Szwedów rozumiem, oni od początku tego turnieju grają swój efektywny piach, tylko z Meksykiem mieli coś ciekawego, coś ekstra. Szwajcarzy kojarzyli się z dobrze wyszkolonymi technicznie, elegancko zorganizowanymi piłkarzami. Pamiętacie genialne interwencje Fabiana które ratowały nam 4 liter na euro, gdy się z nimi mierzyliśmy? Nie bez kozery piszę, że się kojarzyli, bo od wczoraj, będą mi się kojarzyć z przełącznikiem kanału na moim pilocie…

Szwecja 1:0 Szwajcaria

(og. Manuel Akanji lub Emil Forsber 66′ jakby to miało większe znaczenie…)

Jedni złamali klątwę przegranych jedenastek, drudzy być może ją właśnie zaczęli…

Po bolączce spowodowaną szwedzko-szwajcarską dramą przyszedł czas na zamknięcie mocną klamrą ostatniego z pojedynków fazy 1/8. Tak się złożyło, że na tym etapie, to ten drugi mecz dostarczał więcej emocji- tak też było tym razem. Anglia i Kolumbia, zestaw niemalże idealny na papierze, dwie ekipy, które miały nam zademonstrować co to w piłce jest najlepsze. Pierwsze 45 minut było interesujące jak dyskusje w polskim parlamencie; w gruncie duża motanina o nic. W drugiej połowie te przepychanki wyewoluowały w rzut karny i wtedy Kolumbijczycy musieli poczuć podwójny ból, gdy przypomnieli sobie medialne „Go Kane” (podobieństwo fonetyczne do cocaine. Kolumbijczycy mają kompleks związany z tym, że są kojarzeni  z produkcją i przemytem tego specyfiku). Do 93 minuty wróciliśmy na obrady „sejmu”. W między czasie korespondowałem z kolegą i mówiłem mu, że jak jakimś cudem dojdzie do dogrywki, to będzie najnudniejsza dogrywka od wielu lat… Myliłem się… Częściowo. Ale za nim o tym, to warto wyróżnić dwie postaci. Pierwszą niech będzie sędzia Mark Geiger, którego nasz ukochany Szpakowski „wyszpakał” kilka razy jako „MacGyver”  i trzeba przyznać, że potrafił robić coś z niczego. Na przykład z niczego potrafił dać żółtą kartkę dla Kolumbijczyka i z niczego odpuścić Anglikowi. Coś jakby myślał: „ach, ta kartka to pięknie się komponuje z tymi ich żółtymi strojami i czemu koszulki nie dał mi Ronaldo…”. Po meczu Falcao go nie oszczędzał, zapominając chyba, że nasze spotkanie prowadził Latynos… Drugim bohaterem jest środkowy obrońca Kolumbii, który załatwił kolegom dodatkowe 30 minut nadziei, że się nie wykrwawią. Bilans- 3 mecze, 3 gole. Robi wrażenie, nieprawdaż? Tym bardziej, że gość był uznawany za piąte koło u wozu kadry Los Cafeteros i Barcy… W ostatnim momencie w polu karnym Anglików eksplodowała Mina, Yerry Mina. Dogrywka ma dwie połowy i widać, że piłkarze podpisali jakiś pakt wewnętrznego podziału ich 50/50: w pierwszej połowie grała Kolumbia, w drugiej grali Synowie Albionu. Na reszcie, po ponad 120 minutach kopaniny, szarpaniny i czego tam jeszcze, przyszedł konkurs eliminujący jedną ze stron tego sporu. Anglicy nie wygrali konkursu jedenastek od 22 lat, Kolumbijczycy mieli przed sobą w tej materii debiut. Wojna nerwów jako pierwszą ofiarę wskazała Hendersona. Przyjacielski Uribe uratował mu tyłek i zamiast gola wybrał poprzeczkę (myślicie, że sprawdziłby się w TurboKozaku?). Kolejnym bohaterem Hendersona został Bacca, który pomyślał, że warto jest podać do Pickforda. Pickford wie, że to nie on uratował kolegę, a Uribe i Bacca. Znając historię Eskobara, polecam Panom udać się na długie wakacje poza granicami ojczyzny.

Kolumbia 1:1 Anglia [K 3:4]

Konkurs jedenastek: Kolumbia- OOOXX Anglia-OOXOO

(Harry Kane 56′ K, Yerry Mina 90+3′)

Podsumowując ten „fantastyczny dzień”, okazuje się, że jest życie w Szwecji bez Zlatana, który najpewniej i tak uważa odwrotnie. Szwajcarzy- tak naprawdę nie wiem co o nich napisać, poza tym, że „flaki z olejem”. Kolumbia ma szczęście, że w ich arsenale znajduje się Mina, której eksplodowała forma, ale pecha do gry bez Jamesa. Można powiedzieć, że na tym turnieju, to była dobra Mina do złej gry. Anglia, jeszcze Anglia. No cóż, złamali klątwę po 7 próbach takowych konkursów i już zaczynam się bać o to, jak mocno nas zanudzą w grze ze Szwedami… Najnudniejszy dzień Mundialowy…być może przed nami!

Damian Łusiak

Dodaj komentarz

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.