#WCZORAJ GRALI – CZĘŚĆ 17

Mistrzostwa Świata wkroczyły w decydująca fazę- czas wyłonić najlepszą czwórkę globu, która zawalczy o miejsca na podium. Wczoraj mogliśmy oglądać tę mocniejszą stronę drabinki, która stworzyła play-off nieproporcjonalnym. Brazylia, Belgia, Francja, Urugwaj. Pasowałoby na mecz finałowy i o trzecie miejsce, racja? Myślę, że bardziej niż zestaw: Anglia, Chorwacja, Rosja, Szwecja. Rozumiecie chyba tę dysproporcję sił.

Przed rozpoczęciem zawodów uważałem Koguty za faworytów do ostatecznego tryumfu rosyjskiej imprezy, po fazie grupowej nie mogłem patrzeć na ich ślamazarną i niepoukładaną grę. W 1/8 drżąc o ostateczny wynik odpalili Argentynę, która grała padlinę i krzyczała „dobij”. Urugwaj grał od początku ekonomicznie i z pomysłem. Wszystko tam było poukładane jak zestaw kluczy w warsztacie mechanicznym, aż w ostatnim meczu jeden z kluczy się wykluczył kontuzją. Jak się okazuje, był to kluczowy zawodnik, niemal klucz do zwycięstwa. Mowa o Cavanim, który nie mógł wystąpić z powodu urazu łydki. W sumie liczyłem na awans Urugwajczyków, bo przy moich założeniach, że Brazylia go home, to okaże się zaraz, że mamy Mistrzostwa Europy, a nie Świata. Niech awansują w końcu z Montevideo (stolica Urugwaju), na MonteBlu-Ray, albo chociaż MonteDVD. Tym bardziej, że Francja w historii potyczek z Urugwajem odniosła tylko jedną wygraną. I co mi po tym? Pod koniec pierwszej połowy Antoś Griezmann rozpoczął reorganizację turnieju rangi światowej, na rangę europejską. Po jego dośrodkowaniu, patelnie z telewizora (powiedzenie Kamila Glika, na strzał głową do bramki) wykorzystał Varane- zaczaił się w tym polu karnym, jak Waran z Komodo i faktycznie, jego ugryzienie było bolesne, i jadowite. W drugiej połowie współzawodnictwo dostawało co raz więcej walki i takich piłkarzy chce się oglądać, nie to co płacząca, i turlająca się Brazylia. Po godzinie gry wróciła klątwa Kariusa… Już wiecie dlaczego Muslera rymuje się z De Gea? (czyt. De Hea). Ostatnio pisałem, że w pamięci zostaną nam po tym Mundialu tacy genialni Playmakerzy jak: Own Goal, Penalty Kick, Monsieur (czyt. mesje) VAR, ale zapomniałem dodać, że jeszcze jest ultra bramkarz- Karius Style. De Muslera podciął swoim kolegom skrzydła, które i tak były niestabilne z racji absencji Ediego. Urugwajczycy chcieli jeszcze coś zdziałać, a zostały im tylko łzy Giméneza, stojącego w murze pod koniec meczu. Niestety dla nich, gość który wkręca sobie, że jego drugim domem jest Urugwaj, okazał się tym, który ten Urugwaj zgasił, tak jak jego miłość do Urugwaju zgasił Suárez. Panie Antoś, nic to nie pomoże, żeś pan się z gola nie cieszył! W Urugwaju już pana nie lubią. Na koniec chciałbym jeszcze zaapelować do kogoś, kto z twarzy przypomina żółwia ninja… Drogi Kylianie Mbappé, wiemy, że grasz w PSG, gdzie gwiazdą nad gwiazdami jest Neymar (od wczoraj Bufon!). Prośba, ucz że się od niego dryblingu, a nie aktorstwa, no chyba, że chcesz, żeby twoje umiejętności wylądowały w ścieku jak żółw ninja!!!

Urugwaj 0:2 Francja

(Raphaël Varane 40′, Antoine Griezmann 61′)

Oj, myślę sobie przed tym meczem: w końcu ktoś skopie te teatralne tyłki. Naprawdę, już miałem dość oglądania tego pożal się aktora od siedmiu boleści, Neymara i jego kumpli, którzy co raz śmielej szli mu w sukurs. Nie zrozumcie mnie źle, ja to nawet mam ubaw z tego wszystkiego, ale niestety, ten gość jest dla wielu dzieciaków wzorem do naśladowania, a przecież nie chcemy w przyszłości oglądać boiskowych leszczy, którzy rzucają się po murawie, jak ryba wyjęta z wody na brzeg, a twardych zawodników, grających z duchem sportowej rywalizacji. Panie Mažić, jak ja Pana szanuję za te nie nabieranie się na te wszystkie nurkowania i przegrane pojedynki z grawitacją przez brazylijskich piłkarzy. Nie jestem fanem Belgów, ale już w początkowej fazie spotkania moje serce zaczęło się radować. W trzynastej minucie, piłkę do własnej bramki skierował Fernandinho. Trzynasta minuta… Przypadek? -Nie sądzę! W sumie, to w pierwszej połowie ten mecz dostarczył nam niesamowitego widowiska. Oba zespoły obijały się jak kulki w kołysce Newtona. Ostatecznym ciosem pierwszych 45 minut popisał się rudowłosy Krzynówek po operacji upiększającej, tj. Kevin De Bruyne. Zawodził, zawodził, aż w końcu zrobił coś ekstra, na co każdy czekał w jego wykonaniu. Potem kulki ruszyły dalej. Po pierwszej połowie każdy mógł czuć się usatysfakcjonowany postawą boiskową piłkarskich tuzów, ale ten kto zacierał ręce na jeszcze lepsze widowisko po przerwie, ten jest równie naiwny, co i ja. Brazylijczycy zamiast w szatni ustalić plan odwrócenia losów spotkania, ewidentnie odbyli przyspieszony kurs słabego aktorstwa… Belgowie przeszli w tryb bardziej ekonomiczny, a Canarinhos potykali się o wiatr, o trawę, o wilgoć w powietrzu i na szczęście o decyzje sędziego, który był nie ugięty na próby wymuszenia wolnych i karnych. Belgowie grali co raz leniwiej, jakby objedli się frytek z majonezem i czekolady, co dało niepożądany efekt, w postaci straty bramki w ostatnim kwadransie potyczki. -tutaj zaczął się cyrk. Teraz Belgowie zaczęli padać równie ochoczo co ich koledzy w żółtych uniformach. To dopiero kabaret! Jedni się kładą, żeby nie stracić gola, drudzy po to, żeby go strzelić. Ruszył efekt domino. Im bliżej 90 minuty, tym bardziej zamiast kanarków, Brazylijczycy wyglądali jak wystraszone kurczaczki. Jeszcze na sam koniec, dogrywkę mógł zapewnić Neymar, ale Thibaut Courtois, to nie David De Gea. Powiem krótko- interwencja meczu!

Brazylia 1:2 Belgia

(og. Fernandinho 13′, Kevin De Bruyne 31′, Renato Augusto 76′)

Francuzi przeskoczyli Urugwaj i meldują się w fazie medalowej, Belgia zamyka Mistrzostwa Świata i rozpoczyna Mistrzostwa Europy. Brazylie znowu biją barwy: Czarny-Czerwony-Żółty. Wczoraj mogliśmy oglądać naparzankę czterech piłkarskich strongmanów, a dzisiaj mamy „fameMMA”, ale o tym już jutro. Jutro poznamy pary półfinałowe!

Damian Łusiak

Dodaj komentarz

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.