Myśli z kontenera
Dzień jak co dzień w ruinach czerwonych
Siedzę w kontenerze, bynajmniej nie wojskowym
Poza ruinami, jestem żołnierzem nazywany
Trudno mi jednak być ku temu przekonanym
Zamiast karabinu mam ekran telefonu
I przewijam sobie sztuczny świat
Widzę kotki, pieski i beemkowy drift
Przewijam dalej i dochodzę do numer jeden tematu
Na dalekim wschodzie chłopaki haratają się bez litości
Mord wzajemny, zamiast iść razem na piwo
Na którąś ze starówek wschodu
Młodzi i sobie podobni, a w obcą grę wciągnięci
Biją się, w myśl bankiera zza oceanu
Powyliczał i stwierdził, że fajne są te czarnoziemy
Modlę się, by nie pokochał niczego znad Wisły
By przestał kupczyć krwią Europy, jak ma w zwyczaju
Teraz cicho gadka i stop przewijanie
Dowództwo z jakiegoś nadania przyjechało
Niewojskowe, nie wiem, czyje to nadanie
Jakbym widział najgłupszych kolegów z podstawówki
Ale co ja tam mogę wiedzieć?
Miałem stalowego tura dosiadać
Zamiast tego wysiedziałem kontener
Ubrany w moro melancholii koneser
Nieważne. Pięć po trzeciej pójdę do domu
A nazajutrz wrócę do ruin, zaznać stęchlizny swądu
Gdzie przed stu laty Prusak koszarował
On inaczej – z bronią na ramieniu służył
Wszystko źle, więc po co lgnąłem do zawodu?
Zaczarowali mnie szóstką z przodu
Nawet siódemka i ósemka nie zatrze jednak myśli
Kto położy mnie do grobu?
Sojusznik w akcie przyjaźni? Czy wróg w akcie nieprzyjaźni?
Czy tubylec? Bom nie jest z jego opcji „naj”
Jestem samotny jak mój kraj
Jądro i orbitujący wokół wianek z harpii
Tylko nadzieję wyrażam, że przyjdzie generał
Z jego ręki medal na pierś mi przylegnie
Mistrz Wierzyński pisał
Że dostanę go pośmiertnie
O.R