Wspólna noc z Ostródą
Dziś noc mnie woła, mijam próg domostwa mego
Idę posłuchać szczerych szeptów Ostródy
Zacznę od Chrobrego
Gdzie gęsty deszcz zmywa dnia trudy
Na ulicy dzieciństwa nibycisza
Jedyne co trzaska to drzwi kebabowni
Ach, jesienna melancholia gładziła mi nozdrza
Ale ten błogi stan przerwany – jakiegoś pasztetu swądami
Pospiesznie mijam kebabowe zapachy
Patrzę na bloki
W oknach świecą szczere światła
Noc to czas kiedy ludzie stają przed sobą w prawdzie
Zmywają pozy i ściągają maski
Takie z uśmieszkami za dnia przywdziewane
Szykują też nowe, na blady blask jutrzenki
Wchodzę w ciemność reliktu
Pochówku ludzi czerwonych
Czerwień nasza wsiąka w ziemię
I bez zmian – oddawani z jednych łap do drugich
Kiedy czerwień z głowy ulatuje
Objawia się następna przed oczami
Neon szpitala świeci pozorem
Byśmy zapomnieli jak chorym jest tworem
Z piskiem swą zabawką się bawi
Młodzieniec na drogowym kole
Zabawka to jego nowa dziewczyna… z Bawarii
Dwudziestoletnia, młody po stalowym tyłku ją klepie
I kocha bardziej od własnej Matki
Idę dalej i mijam ruiny
Takie z cegły czerwonej
Stan ich opłakany
Jak instytucji w nich okopanej
Czy to nie za dużo prawdy jak na jedną noc?
Pora wracać, odpocząć – zapomnieć jej wagę męczącą
Wracając stanąłem za przychodnią
Która jest zawsze szara – niezależnie od koloru
Ratownicy właśnie karetkę pod prąd podłączają
I modlą się o noc spokoju
Za czerwonym neonem zamkną bramę
I znowu poślą na Iławę
A ja przed końcem drogi
Popatrzę na perłowe białe gmachy
Prusacy armię żołnierzy tu trzymali
Polacy armię urzędników tu trzymają
Prusacy pragmatyczni
Polacy… O! Jestem już w domu
Zanim odpocznę, jeszcze jedna sprawa
Trzeba na rano uśmieszek przyszykować
A szczerość poczciwej Ostródy do szuflady schować
Uśmieszek wydatnie wypieszczony
Tym razem dla wszystkich poza mną prawdziwy
Na ostatnią w życiu
Spokojną jesień skrojony
O.R