Arkadiusz Danovski, mieszkaniec Ostródy, od dekad żyje w sojuszu ze sztuką, zwłaszcza z malarstwem, tworząc dzieła dla odbiorców z całej Polski. Lokalnie dał się poznać szerzej w minionym roku, kiedy to między innymi za jego sprawą w Ostródzie zaczęły pojawiać się murale. W rozmowie opowiada o swoim podejściu do tworzenia, podkreślając, że cały proces pozostaje zdrowy tylko wtedy, gdy jest przeżywany jako doświadczenie wewnętrzne.
Arkadiusz nie kalkuluje, czy jego obrazy się spodobają. Ich niepowtarzalność — tak rzadka dziś w wielu sferach życia — wynikają z autentycznego przeżycia. Chętnie dzieli się tym, co towarzyszy mu podczas malowania. Rozmowa z nim może z pewnością pomóc przypomnieć sobie pierwotne uczucia, które w codziennym pędzie łatwo wymykają się gdzieś… nie wiadomo dokąd.

ON: Twoje prace mają wyraźnie mistyczny i mroczny charakter. Chyba zgodzisz się z tym stwierdzeniem? Skąd czerpiesz inspiracje do tworzenia takiej estetyki?
DA: Zgodzę się, jeśli przez „mrok” rozumieć nie estetykę grozy, lecz przestrzeń, w której rzeczy dopiero zaczynają się wyłaniać. Moje obrazy nie powstają dla efektu – wydają się ciemne, bo pracuję z materią nieoczywistą, często przedświadomą. Inspiracje pochodzą z wielu źródeł: snów, symboli, chwilowej energii, ale także z doświadczeń cielesnych i duchowych, które realnie wpłynęły na moje życie.
ON: Czy mrok w Twoich obrazach jest sposobem wyrażania emocji, czy raczej formą symboliki i duchowego przekazu?
DA: To jedno i drugie. Emocje są obecne, lecz nie stanowią celu. Obraz nie jest zapisem nastroju – raczej rezultatem czegoś, co długo we mnie dojrzewało. Ciemność nie jest klimatem, ale warunkiem koniecznym do spojrzenia głębiej. Symbolika również ma znaczenie, choć nie korzystam z niej jak z podręcznika. Pojawia się intuicyjnie, a sensy często odsłaniają się dopiero z czasem. Mrok jest przestrzenią transformacji, nie dekoracją.
ON: Wiem, że kilka lat spędziłeś w Indiach. Czy tam rozpoczęła się Twoja przygoda ze sztuką?
DA: Sztuka była ze mną wcześniej, ale Indie zmieniły sposób, w jaki ją przeżywam. Przed wyjazdem bardziej interesowała mnie forma. Tam po raz pierwszy zobaczyłem sztukę jako narzędzie obecności. Rytuały, kolory, zapachy, sposób dotykania przedmiotów – wszystko to zmieniło moje myślenie. Zrozumiałem, że nie chodzi o piękno, lecz o intencję. Obraz stał się dla mnie śladem działania. Indie nauczyły mnie też, że nie wszystko trzeba rozumieć – czasem wystarczy być.
ON: Jak wygląda Twój proces twórczy – od impulsu do gotowego obrazu?
DA: Nie zaczynam od pomysłu, lecz od impulsu. Czasem to dźwięk, czasem sen, czasem napięcie w ciele. Zanim dotknę płótna, przygotowuję przestrzeń – fizycznie i wewnętrznie. Malowanie zaczyna się od plam, bez planu i szkicu. Obraz wyrasta z ruchu. Kiedy pojawia się kształt, który „mówi”, zaczynam go wydobywać – warstwa po warstwie.
ON: Czy wolisz pracować w ciszy, czy w towarzystwie muzyki?
DA: To zależy od obrazu. Czasem konieczna jest cisza. Innym razem muzyka – głównie ambient i drony – otwiera dostęp do stanów trudnych do osiągnięcia bez dźwięku. Najczęściej pracuję nocą, gdy świat zewnętrzny nie ingeruje.

ON: Razem z partnerką tworzysz biżuterię z metalu. Co Cię w nim fascynuje?
DA: Właściwie to Ola tworzy znacznie więcej – jej pomysły są wyjątkowe. Ja sięgam po metal, gdy potrzebuję przerwy od farb. To materiał wymagający: twardy, oporny, a jednocześnie pełen potencjału. Wymaga cierpliwości i szacunku. Fascynuje mnie jego dwoistość – surowość i zdolność do przechowywania ciepła dłoni oraz intencji twórcy. Praca z metalem przypomina alchemię.
ON: Czy tworzona przez Was biżuteria ma znaczenie symboliczne, czy to raczej estetyczny eksperyment?
DA: Każdy przedmiot niesie znaczenie, nawet jeśli nie jest ono wyrażone wprost. Estetyka jest skutkiem ubocznym procesu opartego na intencji. Biżuteria bywa talizmanem, znakiem przynależności, osobistym przypomnieniem. Czasem ludzie wybierają coś intuicyjnie, a później odkrywają sens. Każda forma jest naczyniem – zawartość nie zawsze jest widoczna, ale jest realna.
ON: Jak wygląda proces powstawania jednego elementu?
DA: Technicznie: szkic, cięcie, formowanie, lutowanie, patynowanie, szlifowanie. Ale w każdym ruchu zostaje rytm, intencja. Bywa, że forma wymyka się pierwotnemu planowi – wtedy pozwalam jej się ukształtować.
ON: Czy wykorzystujesz w metalowych pracach motywy znane z obrazów i tatuaży?
DA: Zdecydowanie. Symbole pojawiające się w moich obrazach czy tatuażach powracają w biżuterii. Spiralne układy, geometryczne rytmy, znaki przypominające pieczęcie – to wszystko pojawia się w różnych mediach. To jak alfabet, który mówi wieloma językami.
ON: Czy każdy element biżuterii niesie w sobie własną energię lub historię?
DA: Wierzę, że tak. Proces twórczy to nie tylko działanie fizyczne, ale również praca z energią. Czasem intensywność wydarzeń zapisuje się w przedmiocie. Zdarza się, że forma domaga się zmiany, jakby chciała opowiedzieć własną historię. Ludzie często intuicyjnie to wyczuwają.

ON: Skąd wzięło się Twoje zainteresowanie tatuażem?
DA: Tatuaż pojawił się jako naturalne rozszerzenie pracy z ciałem i symbolem. Początkowo był osobistym rytuałem – próbą oswojenia bólu, znakiem przemiany. Później inni zaczęli prosić mnie o stworzenie czegoś dla nich. W tatuażu nie ma miejsca na korekty – każda linia jest decyzją. To praca z czyjąś intymnością.
ON: Jakie motywy najczęściej wybierają Twoi klienci?
DA: Motywy organiczne, rytualne, symboliczne – między archaizmem a abstrakcją. Ludzie przychodzą po znaki, które mają znaczenie tylko dla nich. Najbliższe są mi formy niedosłowne – działające jak klucz, nie instrukcja.
ON: Czy traktujesz ciało jako kolejne płótno?
DA: Tak, ale z pełną świadomością, że to płótno żyje i ma własną historię. To praca odpowiedzialna – ciało nie jest powierzchnią do ozdabiania, lecz przestrzenią, która może coś otworzyć lub domknąć.
ON: Jak łączysz precyzję tatuowania z ekspresją malarską?
DA: Obie dziedziny się przenikają. Malarstwo uczy mnie rytmu, tatuowanie – pokory wobec formy. Nie kopiuję obrazów na skórę, lecz pozwalam, aby pewne cechy malarstwa przenikały do tatuaży: gest, napięcie, kompozycja.
ON: Czy masz tatuaż szczególnie dla Ciebie ważny?
DA: Tak, kilka. Każdy powstał w określonym, znaczącym momencie. Noszę również buddyjskie tatuaże rytualne wykonane podczas nocnych ceremonii u lersi. To dla mnie wyjątkowe znaki żywej tradycji.
ON: Twoje prace balansują między światłem a cieniem. Czy to odzwierciedla Twoje spojrzenie na świat?
DA: Zdecydowanie. Rzeczywistość nie jest jednobarwna – to pole napięć i kontrastów. Cień i światło nie są przeciwieństwami, lecz aspektami jednego procesu. Najważniejsze rzeczy dojrzewają w cieniu, a w świetle zostają odsłonięte.
ON: Co oznacza dla Ciebie mistycyzm w sztuce?
DA: Mistycyzm to nie temat, lecz jakość obecności w procesie. Zaczyna się tam, gdzie znika chęć imponowania, a pojawia się gotowość do kontaktu z czymś większym. Mistyczność jest efektem autentyczności.
ON: Czy Twoja sztuka jest formą terapii?
DA: Nie jest ucieczką. Raczej próbą wydobycia czegoś na powierzchnię. Najczęściej dopiero po stworzeniu dzieła rozumiem, czego dotyczyło. To dialog z sobą i z tym, co mnie przekracza.
ON: Jak reagują ludzie na Twoje prace?
DA: Różnie – i to dobry znak. Jednych poruszają, innych niepokoją. Nie oczekuję jednoznacznych reakcji. Obraz działa sam – poprzez swoje napięcie i obecność.
ON: Gdybyś miał opisać swoje dzieła jednym słowem, jakie by to było?
DA: „Przejście” lub „Brama”.
ON: Nad czym obecnie pracujesz?
DA: Nad kilkoma obrazami równocześnie – olej wymaga przerw. Najwięcej czasu poświęcam nowemu cyklowi roboczo nazwanemu „Czarne chmury”.
ON: Czy planujesz wystawę lub nową kolekcję?
DA: Niedawno zakończyła się trzymiesięczna wystawa „Sabat Mater” w muzeum w Ostródzie. Chcę ją pokazać w kolejnych miejscach, choć nie jestem najlepszym menedżerem – często po prostu czekam na propozycje współpracy.

ON: Jak postrzegasz miejsce sztuki mrocznej w dzisiejszej kulturze?
DA: Dzisiejsza kultura sama w sobie jest mroczna. Twórczość o cienistym wyrazie ma się dobrze – wystarczy spojrzeć na popularność Beksińskiego czy Waliszewskiej. Sztuka głęboka, introspektywna, transowa jest potrzebna jako przeciwwaga dla powierzchowności.
ON: Co motywuje Cię do tworzenia mimo trudności?
DA: We mnie zawsze jest potrzeba wyrażenia czegoś – oraz świadomość upływu czasu. Wizji jest wiele, a ja chcę zobaczyć, dokąd mnie prowadzą.
ON: Jaką emocję chciałbyś, aby ludzie wynieśli po spotkaniu z Twoją sztuką?
DA: Chciałbym, by była to emocja nienazywalna – między poruszeniem, zaciekawieniem a lekkim niepokojem. Nie zależy mi na „podobaniu się”, lecz na tym, by coś w człowieku się uruchomiło.







