W piątkowe popołudnie Osiedlowy Dom Kultury „Jedność” gościł byłego kryminalnego z ostródzkiej komendy, Dawida Wudarczyka – autora dość głośnej na naszym lokalnym podwórku książki, w której znajduje się kilka opartych na faktach policyjnych opowieści, które miały miejsce w Ostródzie i okolicach. Spotkanie jednak swą tematyką wybiegło daleko poza tytuł wydawniczy ”Historie z Paragrafem”.

Podczas spotkania były funkcjonariusz podzielił się spostrzeżeniami na temat pracy w policji i opowiedział o pisaniu książki. Z perspektywy widza, był to dobrze spędzony czas – spotkanie przebiegło na pełnym luzie, a uczestnicy chętnie zadawali pytania, co poskutkowało przerodzeniem się wydarzenia w pogawędkę z szerokim spektrum emocji. Bywało poważnie, ale też i zabawnie.
Pisanie tej książki było dla mnie terapią, podczas walki z ciężką depresją. Pisałem ją, kiedy przebywałem na oddziale E, nazywanym elitarnym. Właśnie tam powstała większość tekstu – jakieś 95%. Po powrocie dokończyłem resztę. W szpitalu w Cieplicach potrafiłem pisać nawet pięć–sześć godzin dziennie. Nie robiłem żadnych notatek, pisałem dość spontanicznie. Zrobiłem tylko listę imion bohaterów, żeby się nie pogubić. Wszystkie historie, które zawarłem w książce, są prawdziwe. Naturalnie, pozmieniane są nazwiska i niektóre lokacje, żeby po latach nie przywoływać w ludziach ciężkich wspomnień. „Historie z paragrafem” miały pokazać policyjną codzienność od kulis. Nie tę przekolorowaną, znaną z telewizyjnych produkcji, lecz pełną rozmów, protokołów, notatek i konfrontacji z ludzkim nieszczęściem.
– opowiadał w pierwszym segmencie spotkania.

Nawiązując do swojej depresji, autor stwierdził, że Państwo Polskie nie do końca rozumie, jak duże obciążenie dla umysłu powoduje praca w służbach:
Za moich czasów byliśmy zostawieni sami sobie, bez żadnej pomocy psychologicznej i pewnie tej pomocy nie ma do tej pory. W wydziale kryminalnym potrafiliśmy godzinę po oględzinach zwłok na torach, po potrąceniu przez pociąg, jechać do sprawy kradzieży słoików. To był emocjonalny rollercoaster, za który płaci się wysoką cenę.
Po czym Wudarczyk przyznał, że wielu młodych funkcjonariuszy rezygnuje z pracy, bo nie potrafi udźwignąć emocjonalnego ciężaru.
Kiedy ja przystępowałem do testów psychologicznych, zdawało je dwóch kandydatów na dwunastu. Dzisiaj standardy są niższe i to mnie martwi. Ludzie bez predyspozycji dostają do dyspozycji środki przymusu bezpośredniego i idą pracować na ulicę. Widzicie po doniesieniach medialnych, że różnie się to kończy.
– zauważył.

Sporo miejsca poświęcił wspomnieniom z Ostródy, których ułamek zawarty jest w książce. W wydziale kryminalnym zaczynał od interwencji przy zgonach – dostał nawet ksywkę ”Trupek” i mówił, że przerabiał ogromne ilości takich spraw, co wiązało się z zapisaniem stosów stron protokołów.
W policji można wyrobić sobie lekkie pióro, na służbie pisałem bardzo dużo. Może ta książka też jest jakimś następstwem dawnych obowiązków. Pisanie już ze mną zostało, kilka lat temu założyłem bloga podróżniczego „Zmysłami przez Świat”.
Później trafił do spraw przemocy domowej i to właśnie wtedy przyszły pierwsze naprawdę ciężkie chwile.
To są mroczne rejony ludzkiej egzystencji. Przy sprawach dotyczących przemocy domowej często zadawałem sobie pytanie ,,jak ludzie mogą robić sobie takie rzeczy?”
– mówił.
I przywołuje te trudniejsze momenty, wspomniał jedną z takich interwencji:
Nie mogę Wam zdradzić szczegółów, ale podczas jednej z interwencji w ostródzkim mieszkaniu, zło czuło się w powietrzu. Ja i mój partner, dorośli faceci, którzy swoje widzieli, zmiękliśmy, ciarki nas przeszły, chcieliśmy jak najszybciej zakończyć czynności i stamtąd wyjść.
– opowiadał.
Dawid Wudarczyk poruszył też wątek ciemnej strony naszego miasta. Wydawało mu się na początku służby, że Ostróda to spokojna miejscowość. Ale kiedy przeszedł na drugą stronę barykady, wszedł się w świat policji, perspektywa zmieniła się całkowicie:
W tym mieście, przynajmniej za czasów mojej służby, zagnieździło się bardzo dużo zła. Wśród policjantów funkcjonowało nawet powiedzenie: „Jak poradzisz sobie w Ostródzie, to poradzisz sobie wszędzie”.

Ktoś z publiczności zadał pytanie o istotność „bajery” w branży policyjnej:
Praca w kryminalnych to głównie rozmowy. Chciałem w książce oddać sposób, w jaki rozmawiamy z przesłuchiwanymi i pomiędzy sobą. Także „bajera” jest bardzo ważna, bo ta robota polega głównie na gadaniu z ludźmi. Trzeba umieć wejść w skórę podejrzanego czy świadka, żeby naprawdę „coś” usłyszeć.
– tłumaczył.
Przytoczył przy okazji przykład, jak z bajerą można daleko zabrnąć.
Pamiętam rozmowę z podwójnym zabójcą. Starszy pan, który zamordował dwie osoby nożem. Zabrnęliśmy do dyskusji o ogrodnictwie, książkach… wtedy przyszła myśl: ,,jakim cudem, ten miły człowiek był zdolny do takiej zbrodni?”. Tak wygląda ta robota – czasami trzeba wyjść w rozmowie poza kluczowe tematy w sprawie, żeby osiągnąć swoje cele. Dopiero w domu dotarło do mnie, że uciąłem sobie pogawędkę z mordercą. Cóż, czasami to cel uświęca środki.
Nie zabrakło też wątków o samej książce i procesie wydawniczym. Autor podkreślał, że miał szczęście przy całym procesie wydawania, ponieważ znalazł dobrego redaktora i korektora, dzięki którym publikacja jest dopracowana.
Jestem zadowolony. Książka jest złożona estetycznie, a redaktorka umiejętnie wygładziła mięsisty język jaki był w oryginale, co nie zmienia faktu, że dalej jest w niej dużo mięsa – pomyślałem, że warto oddać stan faktyczny w kontekście nomenklatury.
Jako, że Dawid wydawał książkę na własną rękę, to osoby pracujące przy redakcji musiały go trochę poprowadzić. Tym niemniej ostateczny kształt dzieła zależał od niego. Okładka z pamiątkową legitymacją Dawida, panorama Ostródy to pomysły, które zrodziły się głowie autora. Przy okazji Dawid nieco skrytykował agencje wydawnicze, które pochłaniają niemal cały przychód, jaki wygeneruje książka.
Wydawnictwa moim zdaniem wyzyskują autorów. Mi zaproponowali złotówkę od sprzedanego egzemplarza, nie dając przy tym gwarancji efektywnej promocji. Wolałem to zrobić sam.
– mówił.

Wudarczyk na razie nie planuje kolejnej publikacji.
To musi przyjść samo, spontanicznie. Jak w przypadku pierwszej książki, do której napisania skłoniły mnie okoliczności. Trudno dziś znaleźć czas. Może jeszcze kiedyś, może znów w szpitalu psychiatrycznym, bo ostatnio na oddziale poszło mi całkiem dobrze i zapewniam państwa – tam czasu nie brakuje.
– dodał z uśmiechem.
Wudarczyk nie unikał też trudnych opinii. Krytycznie oceniał obecny system, wspomniany na początku brak wsparcia psychologicznego dla funkcjonariuszy i to, że wysokie stanowiska zajmują często osoby o niewłaściwym profilu osobowościowym.
Policjanci powinni mieć zapewnioną pomoc przede wszystkim w trakcie czynnej służby, kiedy są wystawieni na emocjonalny ostrzał i mnożące się problemy w życiu domowym – takie jak brak czasu dla rodziny i umiejętności skupienia się na niej. Uważam, ze na stanowiska kierownicze w policji kandydaci powinny być sprawdzani poprzez testy psychologiczne pod kątem zapędów narcystycznych. Narcyzm i przywództwo nie grają ze sobą w parze.
– powiedział.

Wspominał także o relacjach między policjantami.
Przyjaciół może nie mam, ale dobrych kolegów już tak. Za moich czasów mogliśmy się nie lubić, nawet rzucać do siebie inwektywy na korytarzu komendy, ale kiedy jechaliśmy na robotę, jeden drugiego ubezpieczał i mieliśmy do sobie zaufanie. Chciałbym, żeby to się nie zmieniło.
– zaznaczył.
Wśród pytań, które padły na spotkaniu, jedno wywołało sporo śmiechu. Ktoś zapytał, czy ostródzka komenda już za czasów służby Dawida się waliła.
Zaczynałem w 2004 roku i może nie było tak źle jak teraz, ale pamiętam sytuację, kiedy kawałek sufitu spadł kolegom na biurko. Więc tak, dwadzieścia lat temu też się sypała. Cieszę się, że budowana jest nowa, ponieważ komfort pracy ma duże znaczenie.
Dawid Wudarczyk mieszka obecnie w Pile, gdzie uczy w Szkole Policji. Prowadzi także bloga „Zmysłami przez świat”, na którym dostępna jest jego książka do kupienia. Podczas spotkania zapytano go, czy widzi siebie z powrotem w Ostródzie.
Jedno jest pewne – kocham to miasto. Od 2023 roku jestem na emeryturze, może wrócę tutaj na stałe. Chyba bym tego chciał – przyznał.
Na zakończenie spotkania Dawid Wudarczyk podpisał przyniesione egzemplarze „Historii z paragrafem” i jeszcze chwilę rozmawiał z uczestnikami w luźniejszej atmosferze. Można było odnieść wrażenie, że wszyscy wyszli zadowoleni – autor, który odpowiadał na wiele pytań i nie musiał prowadzić spotkania wyłącznie monologiem, oraz publiczność, która spędziła ciekawie czas, poznając kulisy powstawania książki i realia pracy w policji.








