Dla entuzjastów spędzania czasu nad jeziorem Drwęckim nie jest tajemnicą, kto w dużej mierze odpowiada za zaśmiecone brzegi. Sprawców wskazuje rodzaj pozostawianych śmieci.
W piątek widoku zaśmieconego brzegu nie mogli znieść dwaj kumple – Sławek z Ostródy (nie chciał podawać nazwiska) i jego przyjaciel z Gdyni. Wyszli sobie w okolice mostu żelaznego – na piwo, posiedzieć i powspominać dawne czasy nad brzegiem. W pewnym momencie nie mogli już zdzierżyć bałaganu, jaki tam panował, i postanowili uprzątnąć okolicę.
Ja nie mogę wysiedzieć na takim śmietnisku, nie mogę tego zdzierżyć. Nie wiem, jak może nie przeszkadzać to tym, którzy ten bałagan zostawiają.
– mówi Sławek.
Kto go zostawia, łatwo się domyśleć – niezliczone ilości puszek po kukurydzy i paczek po tzw. „dzikunach” (larwy much), a co gorsza żyłki wędkarskie, w które wplątują się inne śmieci. Jakby tego było mało, nie brakuje też asortymentu towarzyszącego, czyli butelek i puszek po piwie oraz opakowań po przekąskach.
Chłopaków, a zwłaszcza Sławka, sprzątanie kosztowało sporo nerwów, ponieważ za zaśmiecanie często obrywa się różnym subkulturom muzycznym, tymczasem śmieci zostawiają ci, którym szczególnie powinno zależeć na naturze:
Krzaki to nie kosze na śmieci, ale to małe miki, bo śmieć jest widoczny i możesz go zabrać. A żyłki? No, nie bardzo – tych w krzakach jest od zatrzęsienia. Ci, co rzucają je na prawo i lewo bez wyobraźni, nie biorą pod uwagę, że ptactwo ich nie widzi. O ile pieczona kaczka jest smaczna, o tyle zdychająca w męczarniach, oplątana w żyłki, już nie. To nieuczciwe, często to nas, metalowców, się obwinia za zaśmiecanie, a tymczasem nasi ludzie prawie tego nie robią. Robią to ci, którzy biorą z natury ryby, a nawet nie potrafią jej uszanować w podzięce za jej dary
– zauważa Sławek.
Trzeba przyznać, że jest to całkiem słuszna obserwacja. Wędkarstwo to w teorii pasja, w której szanuje się naturę, korzysta z jej darów, a jednocześnie o nią dba. W wielu miejscach przy brzegu jeziora Drwęckiego widzimy natomiast niecywilizowaną próbę łapczywego brania i brak poszanowania wspólnego dobra, jakim jest jezioro.
Na pocieszenie można napisać, że to dobrze, iż mamy w Ostródzie takich ludzi jak Sławek, który – pomimo zdenerwowania – pozbierał śmieci w okolicy mostu żelaznego. Jesteśmy przekonani, że nie jest on jedynym, który sprząta po pseudowędkarzach. Sławek jednak to udokumentował i podzielił się z nami swoimi materiałami.
Zauważyłem, że w Ostródzie popularne jest wspólne sprzątanie z burmistrzem i władzami. Cóż, lepszego miejsca na następną akcję niż nabrzeże w okolicy „żelaźniaka” chyba nie będzie.
– kończy Sławek.

